Strony

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 2.

-Miał przyjść sam.
-Wiem o tym. Teraz to już nie ważne. Nikomu nic nie powie.- odezwał się ten teoretycznie mądrzejszy. Wyraźnie kierował akcją. Za to drugi wykonywał brudną robotę.
Jechali samochodem. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, wszyscy byli skupieni na meczu. Nawet gdy odjechali parę kilometrów za stadion, słyszeli wrzaski kibiców. Może byli przyzwyczajeni do krzyku, w końcu robili to nie pierwszy raz. Jednak byli zdenerwowani.  Co zrobią? Mają tego, którego potrzebowali, ale jest też nieproszony gość. Przygotowali się na nieproszonych gości. Teraz są tutaj, obydwaj nieprzytomni, ale żywi.
-Jedenastkę zawieziemy do szefa, a tego drugiego... Baza. Na razie do bazy. Potem zobaczymy. 
-Czyli Polska?
-Tak.
***
"Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Uda się. Wierzyła w to coraz bardziej. On nie pozwoli jej tak łatwo odejść. Kiedyś to ona uratowała mu życie, teraz czas na niego..."
-Emilia!- usłyszałam po raz setny z kuchni.
-Zaraz, piszę!
Niechętnie wyłączyłam komputer i udałam się w stronę z której dobiegało wołanie.
-Miałaś iść na parter zapalić światło.
-Już? Przecież jest jeszcze jasno.- zauważyłam.
-Oj idź to dam ci spokój.
Z tym światłem, to ciekawa historia: kiedyś, gdy moi sąsiedzi (którzy mieszkają właśnie w mieszkaniu na parterze) wyjechali , do ich mieszkania było włamanie. Co dziwne, nic nie zginęło. Teraz jednak proszą mnie, żebym zawsze podczas ich nieobecności włączała światło w którymś pomieszczeniu. Tak dla bezpieczeństwa.
Tym razem byli w Egipcie. Zazdrościłam im. Wyjeżdżali prawie co miesiąc, mieli kupę kasy i wielu przyjaciół. Co do tej przyjaźni mam wątpliwości, bo wiadomo-ludzi ciągnie do pieniędzy. Jednak to nie moja sprawa, więc po prostu zachowam to dla siebie.
Mieszkam z rodzicami. Większość moich koleżanek miało już własne mieszkanie, ja jednak chcę się wyprowadzić może dopiero gdy kogoś poznam... i dorosnę. Nie wiem jeszcze. Na razie dobrze mi z rodzicami.
Zeszłam po schodach. Szuflada z kluczami była otwarta. Czułam, że coś jest nie tak...
***((wcześniej))
-Związać go?
-Nie trzeba, i tak nie ucieknie.
-A co jak się obudzi?
-Drzwi są zamknięte, a on sam ich nie otworzy. Widzisz to?-powiedział wskazując na miejsce, gdzie powinna być klamka. Dziura.
-Pomyślałeś o wszystkim Cris.
-Chodź. I nie zapomnij zamknąć za sobą.
***
Przekręciłam klucz i nacisnęłam klamkę. Drzwi nawet nie drgnęły. Co się tutaj dzieje? Nigdy nie zamykałam na dwa razy!
Bałam się. Może to zwykłe niedopatrzenie? Ta myśl mnie uspokajała.  Już miałam przekręcić klucz drugi raz, gdy nagle...
--------------
Krótki :P. Ale następne powinny być dłuższe. Moim zdaniem ten rozdział niezbyt mi się udał, ale to wy oceniajcie :) Kolejny ukaże się za około tydzień, bo nie mam za dużo czasu.

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 1.

***
-Przygotuj się -powiedział jeden z nich- Zaraz tu będzie.
Ich twarze nie zdradzały emocji. Byli jak sterowane roboty, które działają na każde polecenie. Jednak oni dobrze wiedzieli co robią. Zawodowcy.
-Numer 11? -upewnił się drugi z nich. Był wyraźnie silniejszy od pierwszego za to nie przewyższał go inteligencją.
-Tak...-odpowiedział skupiony.
Byli przygotowani na wszystko. A przynajmniej tak myśleli...
***
Przez kilka sekund po ostatnim gwizdku nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Gdy oprzytomniałem, cała drużyna rzuciła się w moją stronę zwalając mnie na ziemię. Wygraliśmy! Liga Mistrzów jest nasza! Wreszcie udało mi się wstać, ale nie na długo, bo od razu podnieśli mnie w górę. Rozpierała nas radość tak ogromna, że... To nie do opisania. Trzeba przeżyć, by zrozumieć...
Po odstawieniu mnie na ziemię, wszyscy ustawiliśmy w koło i zaczęliśmy skakać krzycząc "Borussia Dortmund!" Pobiegł Mario.
-Jak tam bohaterze? -zaśmiał się, po czym przybiliśmy sobie slynne piątki. Wymieniliśmy się też koszulkami. Często to robimy, w sumie po każdym ważniejszym meczu. Tak zwane podtrzymanie tradycji. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, rozumiemy się bez słów. Brzmi banalnie, ale to prawda. Nawet fani mówią na nas "Götzeus". Uśmiecham się w myślach gdy sobie o tym przypominam. Przyjaźń jest piękna! Dlatego kiedy dowiedziałem się, że Mario odchodzi z BVB, powiem szczerze- płakałem! Może dla kogoś to śmieszne, ale w takich okolicznościach... raczej nie jest zabawnie. No bo pomyślcie- osoba, z którą spędziliście tyle chwil, z którą wiąże się tyle wspomnień, ktoś, kto tak dużo wniósł do twojego życia i wreszcie- ktoś, kto jest dla ciebie jak brat czy siostra, po prostu odchodzi, wyjeżdża na drugi koniec kraju. Może to również zabrzmi banalnie, ale jeśli miałbym dość pieniędzy i wpływ na działalność klubu- zrobiłbym wszystko żeby wrócił.
-Chodźmy na chwilę do szatni, obiecałem jednej fance, że dam jej starą koszulkę.- wyrwał mnie z przemyśleń i pociągnął za rękę.
Po drodze zostałem zatrzymany przez jakichś dziennikarzy, którzy chcieli przeprowadzić ze mną wywiad.
-Zaraz do ciebie przyjdę!- krzyknąłem do Götze.
Dziennikarze zadawali standardowe pytania typu "Jak się pan teraz czuje?", albo "Jak to jest..."ple ple ple. Zero kreatywności. Wydukałem odpowiedzi, po czym podziękowałem i natychmiast pobiegłem do szatni.
-Jestem!- zawołałem, ale odpowiedziała mi cisza.- Mario?
Wszedłem dalej.
Nagle zamarłem. W rogu stał jakiś mężczyzna w granatowej kominiarce. Trzymał rękę na ustach Mario. W drugiej ręce trzymał pistolet, który przykładał mu do skroni. Götze nie dawał znaków życia, bezwładnie opierał się o napastnika. Boże... Nie zdążyłem zareagować, bo poczułem mocne szarpnięcie w tył i ucisk na gardle. Nie mogłem złapać  powietrza! Czułem, że ktoś miażdży mi szyję przedramieniem. Wbijałem mu paznokcie w rękę, ale wtedy tylko wzmacniał uchwyt. Był silniejszy, dużo silniejszy. Miałem ciemne plamki przed oczami. To koniec. Zdążyłem jeszcze usłyszeć cichy głos dobiegający jakby zza ściany... "Tylko nie przesadź"... Potem nic. Tylko głucha cisza. Oczy zakryła mi CIEMNOŚĆ.
--------------
No to mamy pierwszy rozdział :) Moim zdaniem niezbyt udany, ale sami oceńcie. Akcja zaczyna się od początku, więc mam nadzieję, że nie jest nudno ;P Komentujcie, błagam! To mnie motywuje do dalszego pisania. Piszcie co mam zmienić, co poprawić... Z góry dziękuję :) /Reusowa

piątek, 19 kwietnia 2013

Prolog

 Ostatnie minuty. Decydujący mecz. Dwie drużyny chcą tego samego-zwycięstwa. Puchar ligi mistrzów stoi teraz gdzieś schowany przed ludźmi, by za parę chwil wyjść z ukrycia i dowiedzieć się do kogo należy. Na razie 1:1, kibice szaleją i krzyczą jakby to spotkanie miało decydować o życiu i śmierci.
 Doliczony czas-5 minut. Zawodnik z numerem 11 biegnie sam przez całe boisko prowadząc piłkę przy nodze. Drużyna przeciwna próbuje go dogonić, ale nie mają szans-jest zbyt szybki. Napastnik wbiega w pole karne, bierze zamach i...
-GOOOOOOOOOOOOL!!!-rozbrzmiewa w stadionowych głośnikach. Zawodnicy z Dortmundu rzucają się na strzelca ostatecznej bramki, a po chwili podnoszą go w górę. Cały stadion krzyczy równo "Marco! Marco! Marco!". On jednak zachowuje się jakby tego nie słyszał. Żyje na boisku i cieszy się sam dla siebie. Cieszy się zwycięstwem, cieszy się grą... To pewien rodzaj transu, który znika po kilku chwilach. Ale nie dzisiaj-emocje wypełniają każdego, kto, wierzył i miał nadzieję, jak i tych, którzy przekreślili wszystko od pierwszej minuty. Stało się-Borussia Dortmund ma ten tak długo wyczekiwany puchar ligi mistrzów!