Strony

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 15.

"Dig up her bones but leave the soul alone
Lost in the pages of self made cages
Life slips away and the ghosts come to play
These are hard times
These are hard times for dreamers
And love lost believers" ~ MS MR - Bones

Czas działał na naszą niekorzyść. Im dłużej jechaliśmy, tym bardziej pogmatwane myśli przebiegały przez moją głowę.

Na pewno już zauważyli, że nas nie ma. Ale czy wiedzą, dokąd zmierzamy? Czy mogę ufać Natalie?

Czy mogę ufać komukolwiek?

Kolejne minuty odpływały w niepamięć. Siedząca obok blondynka milczała, tak jak i ja. Z tyłu nie dochodziły żadne dźwięki, co oznaczało, że wszyscy śpią. Ja nie potrafiłam. Ostatni nawał informacji strasznie mnie męczył, jednak było to zmęczenie psychiczne, skłaniające do coraz głębszych przemyśleń. Sen nie wchodził w grę.

Zastanawiałam się nad wszystkim. Nad rzeczami ważnymi, które miały teraz ogromne znaczenie. Nad błachostkami, jak ilość nieobecności wpisanych do dziennika. Nad tym, co się zmieni, gdy dotrzemy na miejsce.

Co będzie dalej.

Minęliśmy znak mówiący o pozostałej odległości. 52 kilometry. Od naszej ostatniej rozmowy, tylko raz zamieniłyśmy kilka słów. Spytałam o chusteczki higieniczne, bo zaczynał się mój rutynowy, poranny katar. Poza tym nic. Może to i lepiej? Może jeszcze nie powinnam czegoś wiedzieć? Pewnie jeszcze nie czas. A jednak.

- Jesteś ciekawa, co się tu wyprawia, prawda? - zaskoczyła mnie nagłą zmianą tonu. Była spokojna, aż za bardzo. - Widzę, że tak.

Milczeniem zachęciłam ją, by kontynuowała.

- Chodzi o pewien notatnik. A raczej o jego sekretną zawartość.

- Sekretną?

- Szyfry. Znajdują się pod okładką. - powiedziała cicho - Zastanawiasz się czym są?

Przytaknęłam.

- Dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam, lekko zdziwiona.

- To już także twoja sprawa. Poza tym i tak wiesz za dużo. Nie ma odwrotu. - spojrzała na mnie, a całym mym ciałem ponownie zawładnęło uczucie niepokoju.

- Mów. - odparłam szybko.

- Szyfry to nieograniczony dostęp do wszystkiego. Hasła, kody, znaki, którymi złamiesz każde zabezpieczenie, dostaniesz się do wybranej bazy danych. Limity nie istnieją. - rzekła.

- Banki, sejfy, rządowe skrytki... - wymieniałam z niedowierzaniem.

- Dobrze kombinujesz. Ale to trudniejsze niż myślisz. Potrzebna jest osoba, która potrafi ich używać. Tak zwany Posiadacz. W naszej grupie to ja. Beze mnie nie są w stanie nic zrobić.

***

Rodzice Emilii spali w najlepsze, oparci o siebie, jak nowożeńcy. Uśmiechy na ich twarzach mówiły wszystko, co powinny.

Miłość.

Jak dobrze znam to uczucie? Czy w ogóle je znam? Miłość syna do matki, albo brata do siostry jest sprawą odrębną, to coś zupełnie innego. Mnie chodzi o mężczyznę i kobietę jako zakochanych w sobie ludzi, dla których reszta świata poza drugą osobą nie istnieje.

Z Natalie byłem przez prawie rok. Po jakimś czasie zauważyłem, że po prostu się nie rozumiemy. Próbowałem ogarnąć jej tok myślenia, ale nie jestem jasnowidzem. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że kręci z jakimiś ciemnymi typkami. Czy już wtedy współpracowała z Cris'em i Pete'em? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że oszukiwała mnie na każdym kroku. Kolejne wyjścia do koleżanek o 23:00. Narkotyki. Kilkukrotne wizyty policji i jej poplątane tłumaczenia. To wszystko przestało mieć sens. Miarka przebrała się, gdy szukając chusteczek, w jej torebce znalazłem broń. Dałem ultimatum - albo wszystko mi wyjaśni, albo to koniec. Wybrała drugą opcję. W głębi serca chciałem jej wybaczyć i wrócić do dawnego życia. Ale czy mógłbym jeszcze żyć, jak kiedyś?
- Gdzie jesteśmy? - z przemyśleń wyrwał mnie Mario, który właśnie się przebudził.
- Nie wiem. - odpowiedziałem tylko.
Brunet ziewnął, zasłaniając usta dłonią i lekko się wyprostował. Dopiero teraz zauważyłem kurz na jego włosach. Ręce również miał nim pokryte, plus kilka zadrapań i ślad po sznurze na nadgarstkach.
- Ile pamiętasz? - spytałem.
- Wszystko, od kiedy po raz pierwszy obudziłem się w tamtej piwnicy.
- A wcześniej?
- Tylko tyle, że graliśmy jakiś mecz.
- Nie "jakiś mecz", tylko finał Ligi Mistrzów! - z uśmiechem szepnąłem podekscytowany. Chciałem to wykrzyczeć, ale ze względu na śpiącą obok parę, opanowałem się. - Wygraliśmy, rozumiesz?
Przez chwilę milczał. Patrzył przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy. Wszystko, co przeżywał było widoczne jedynie w jego oczach. Spojrzał na mnie, a ja mogłem wyczytać emocje, które nim targały.
- Chyba sobie przypominam. - uśmiechnął się szeroko.
- Ja niestety nie.
- Więc skąd wiesz?
- Od niego. - wskazałem na mężczyznę śpiącego obok mnie. Mario powędrował tam wzrokiem i zaśmiał się cicho.
- Kto to w ogóle jest? - spytał.
- To skomplikowane... - zacząłem - Oni są rodzicami dziewczyny, która uratowała mi życie.
- Tej tam? - wymownie ruszył głową w stronę przednich siedzeń.
- Tej tam.
Milczeliśmy przez kilka niekończących się minut. Korciło mnie, by zapytać o to, co działo się w piwnicy, ale ogarniało mnie dziwne przeczucie, że nie chcę tego usłyszeć. Przyjaciel chyba zauważył, że się zastanawiam. Przez moment nie reagował.
- Widziałem straszne rzeczy, Marco. - powiedział nagle.
- O czym ty mówisz?
- Była nas trójka. - przerwał, ale zaraz kontynuował - Ja, ta kobieta i pewien chłopak, około 17-letni. Rozmawialiśmy chwilę. Miał na imię Marcel, pochodził z Essen. - ciągnął.
- Dlaczego mówisz w czasie przeszłym? - spytałem zaniepokojony. Tak naprawdę znałem odpowiedź, ale zbyt mnie przerażała, bym mógł ot tak w nią uwierzyć.
- Zabrali go, gdy spałem.
- Kto? - zerwałem się.
- Jakichś dwóch kolesi. Obudził mnie krzyk Marcela. Tylko jeden. Później cisza. - przerwał - Najgorsza cisza, w jakiej kiedykolwiek byłem zmuszony przebywać.
Słuchałem jego słów, gdzieś w głębi czując narastające ciśnienie. Przecież równie dobrze mogli zacząć od niego. Ale Mario przeżył.
Mówił o dwójce mężczyzn. Nie musiałem się zastanawiać, kim byli. To oczywiste - Cris i Pete nie odpuszczą.
- Po pewnym czasie przywieźli ją - wskazał na przytuloną do ojca Emilii kobietę. - Wiedzieli, że rozmawiałem z Marcelem, więc tym razem zakleili mi usta. Bali się. Może tego, że zaplanujemy ucieczkę. Nie wiem.
- Gdybyśmy nie przyjechali, pewnie któreś z was byłoby następne. - stwierdziłem przerażony.
- Dziękuję. Wiem, że to absurdalnie mało, ale tylko tyle mogę teraz zrobić. Dziękuję.
Poklepałem go po ramieniu i uśmiechnąłem się. Niesamowicie się cieszyłem, że nic mu nie jest. Wiedziałem jednak, że dopóki Cris i Pete są na wolności, nie jesteśmy ani trochę bezpieczni.
- Pojawiła się też jakaś kobieta. - zaskoczył mnie. - Miała chyba z 20 lat. Właściwie to była tylko przez moment, nic nie mówiła. Przyszedł z nią jeden z tych facetów.
Przerwał. Czułem nieuzasadniony niczym niepokój. Nie pomyliłem się.

- Mówił do niej Veronica.

___________________________________________
OMG skończyłam ;u; Mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak mi się zdaje, że jest ;P Ogólnie to dodaję ten rozdział z Rimini. Tak, jestem teraz we Włoszech i chciałabym tu zostać na zawsze, bo mam dość swojej klasy. No ale nic, trzeba korzystać ;D Wszystkich was serdecznie pozdrawiam ze słonecznej Italii :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz