Strony

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 11.

"If this is love I don't wanna be hanging by the neck
Before an audience of death."   Get Scared - Sarcasm

Gdy otworzyłam oczy, wszystko wydawało się takie obce. Dopiero po kilku sekundach zaczęłam rozpoznawać poszczególne przedmioty. To nie było moje mieszkanie. To było mieszkanie, w którym znalazłam Marco. Nie mogłam sobie przypomnieć, jak się tam znalazłam. Lekko podniosłam głowę, by zobaczyć, która godzina. Za oknem panował półmrok. Na zegarku obok łóżka widniała 4:25.
Naprzeciwko mnie stała ogromna szafa. Koło niej, na krześle siedziała ciemna postać.
- Kim jesteś? - powiedziałam zdecydowanie zbyt cicho. Mimo, że ten ktoś był adresatem mojego pytania, bardzo nie chciałam, by mnie usłyszał. Po chwili zrozumiałam, że musiałabym odezwać się naprawdę głośno, bo jegomość najzwyczajniej w świecie spał.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że koniecznie musiałam wyjść do toalety. Właściwie, to po ostatnich wydarzeniach było mi obojętne, czy zwrócę na siebie uwagę. Jednak zachowywałam ostrożność. Powoli zsunęłam się z łóżka i na palcach przemieściłam się do drzwi. Były uchylone. Z pokoju obok dochodziły dźwięki rozmowy. Rozróżniłam dwa głosy męskie i dwa należące do kobiet. Nie rozpoznałam tylko jednego z nich.
- Blondasa zostawimy, a resztą sam się zajmę. - powiedział zadowolony Pete.
- To nie takie proste... - odezwała się niezidentyfikowana kobieta.
- Ona ma rację, po co się narażać? - tym razem usłyszałam swoją matkę. - Przekonam ich, żeby siedzieli cicho...
- Czy ty siebie słyszysz? - wybuchnął Cris - Wiem, że to twoja rodzina, ale dobrze wiedziałaś, w co się pakujesz i na co ich narażasz. Ostrzegałem, że nie obędzie się bez ofiar.
Stłumione łkanie.
- Przestań się mazać. Zastanówmy się lepiej, jak wyciągnąć od tamtego notes. Natalie, rozmawiałaś z nim. Ile się dowiedziałaś? - zwrócił się do dziewczyny.
- Właściwie to niewiele. Utrzymuje, że nie wie o co chodzi.
- Jasne. - zaśmiał się Pete. - O Szyfrach pewnie też, co? Ktoś kiedyś musiał go uświadomić.
Nagle na moich ustach pojawiła się czyjaś dłoń. Szarpałam się, ale na próżno.
- Ćśś, błagam, nie krzycz, bo usłyszą. - szepnął męski głos. Jego posiadacz odwrócił mnie w swoją stronę.
- Marco, to ty. - wtuliłam się w jego tors. Poczułam niesamowitą ulgę. Parę godzin temu zastanawiałam się, czy mnie zostawił, albo czy w ogóle jeszcze żyje. Na szczęście żadna z tych myśli się nie sprawdziła. Łza spłynęła mi po policzku.
- Tak bardzo się bałam. - zapłakałam cicho.
- Spokojnie, już jestem przy tobie. - pocałował mnie w czoło i odsunął od siebie, by spojrzeć mi w oczy. Zaniemówiłam. W słabym świetle widziałam tylko cienie na jego twarzy, a jednak udało mi się dostrzec spływający na nią rumieniec. - Przepraszam, j-ja... - jąkał się. Ja też nie wiedziałam, co powiedzieć. Wiem za to, że to co zrobił bardzo mi się spodobało. Wreszcie czułam, że ktoś się o mnie martwi.
- Nie przepraszaj. Ja... dziękuję. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Marco przyciągnął mnie do siebie i objął. Staliśmy tak dobre kilka minut, ale niestety wszystko kiedyś się kończy.
- Pójdę po nią. - usłyszałam stłumiony głos za drzwiami. Tym razem bliżej niż przedtem.
Ostatnie spojrzenie w stronę chłopaka. Oboje rzuciliśmy się szybko na swoje miejsca. Przykryłam się kołdrą prawie po uszy i czekałam.
Znów to uczucie - strach i panika. Do tego doszła narastająca chęć zemsty. Za wszystko, co przeżyłam przez trzy ostatnie dni, za kłamstwa, za lęki. Za świadomość, że nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo. To pojęcie względne. W każdej chwili życie może podważyć dosłownie wszystko, w co wierzyłeś. Odwrócić się o 180 stopni. Lub po prostu się skończyć.
Gdy tak leżałam, uświadomiłam sobie, że nie czuję już bólu w nadgarstku. Drugą ręką natrafiłam na bandaż, nowy, fachowo zawiązany. Jednak nie wszyscy są tu tacy źli, pomyślałam. Kroki na chwilę ucichły. Zastąpiły je dźwięki rozmowy.
- Masz eter? - szepnęła dość głośno Natalie.
- Mam. - odpowiedział Pete. - A co? Sama chcesz to zrobić? Cris nieźle cię zmienił. Pamiętam jak cię poznałem. Byłaś taka wycofana, a teraz...
- Dobra, skończ. Wejdź pierwszy, żeby przytrzymać chłopaka, na wypadek jakby się wyrywał. Ja się zajmę dziewczyną. - powiedziała pewnie, a mnie ogarniało coraz większe przerażenie.
Drzwi skrzypnęły. Ktoś ciężkim krokiem wszedł do pokoju. Nie miałam pojęcia co teraz będzie. Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Totalna pustka.
Usłyszałam coś. Brzmiało jak przytłumiony oddech. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Marco, ale myliłam się. Poczułam, jak ktoś ściąga ze mnie kołdrę. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam ją. To kobieta z taksówki. Zmroziło mnie, gdy przypomniałam sobie o tamtej sytuacji. Widziałam ją w akcji, więc byłam pewna, że jest niebezpieczna.
Podniosłam się. Na podłodze leżał nieruchomo postawny mężczyzna. Pete?
- Zbierajmy się, zanim się zorientują. - szepnął blondyn, a ja nie mogłam nic z tego zrozumieć. Nagle współpracują? Nie było czasu na przemyślenia, poza tym wciąż jakoś dziwnie mu ufałam. Cicho zeszłam z łóżka, uważając na nieprzytomnego Pete'a. Ten ani drgnął, jednak nie uspokoiło mnie to. Przecież było ich więcej.
- Twój ojciec jest na górze, pójdziemy po niego i wiejemy na dobre. - dziewczyna spojrzała na mnie.
- A co z mamą? - spytałam.
- Jest z nimi w zmowie...
- A ty nie? - przerwałam jej gwałtownie, może trochę zbyt nerwowo.
- Natalie jest po naszej stronie. - wtrącił Marco. - Opowiedziała mi o wszystkim. Nigdy nie uwierzysz, do czego mnie potrzebują.
- Nie ma na to czasu, porozmawiamy w drodze.
- W drodze dokąd? - spytałam, jednocześnie zastanawiając się, o czym mówił Reus. Fakt, z jakiegoś powodu musieli go uprowadzić, a ja może wreszcie dowiem się z jakiego.
- Trzeba się gdzieś ukryć. Teraz nigdzie nie jest bezpiecznie. Myślę, że najlepszym wyjściem będzie ucieczka do Niemiec. - rzekła. - Później jeszcze zobaczymy.
Nie odpowiedziałam. W tym momencie chciałam tylko znaleźć się blisko rodziców. Nie bać się. Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Natalie bezszelestnie nacisnęła na klamkę, po czym wszyscy wyślizgnęliśmy się na zewnątrz. Cicho wmaszerowaliśmy na wyższe piętro. Dziewczyna, jak gdyby nigdy nic wyciągnęła klucze i weszła do przedpokoju. Zamurowało mnie. Cholera, przecież to moje mieszkanie! Marco wydawał się być niewzruszony całą sytuacją, a może po prostu nie zwrócił na to uwagi. Wyglądał na zamyślonego. Ciekawe, nad czym się tak zastanawiał? Nie czekając na niego, wparowałam do środka. Blondynka klęczała na podłodze w kuchni.
- Hej, budzimy się! - lekko klepała tatę po twarzy. Ten siedział na ziemi przykuty do kaloryfera. Podeszłam bliżej i również przyklękłam.
- To ja, słyszysz mnie? - powiedziałam spokojnie, choć wcale się tak nie czułam. Ojciec lekko rozchylił powieki. Podniósł wolną rękę i chwycił się za głowę, a grymas na jego twarzy mówił wszystko. - Co mu jest? - zwróciłam się do kobiety.
- To, co miało przytrafić się tobie. Eter etylowy. Ma właściwości narkotyczne, nasenne i znieczulające. Bardzo pożyteczna rzecz.
Boże. Czy oni są normalni?
Natalie wyciągnęła z kieszeni mały, srebrny kluczyk i otworzyła kajdanki.
- Pomóż mu wstać. - spojrzała na Marco stojącego w przedpokoju. - A ty bierz co musisz i wychodzimy. - tym razem zwróciła się do mnie. Przytaknęłam i szybkim krokiem ruszyłam do siebie.
Wzięłam to co najważniejsze, czyli telefon i ładowarkę. Do starej torby treningowej wrzuciłam kilka par spodni, pare koszulek i dwie bluzy. Rozejrzałam się wokół. Te białe ściany wydawały się teraz takie obce. Mimo to nie chciałam ich zostawiać. Nie chciałam zostawiać starych plakatów, popisanych szafek, szuflad pełnych różnych, niepotrzebnych drobiazgów. Nie chciałam zostawiać wspomnień. Nie wszystkie były przyjemne, ale to wciąż wspomnienia. Dzięki nim kształtuje się nasze życie. Nie mogłam wiedzieć, czy będzie do czego wracać. Dziś zdążyłam się przekonać, że do tego domu klucze mają chyba wszyscy. Kto wie, czy nie zrobią sobie tu kolejnego mini-więzienia. Co wtedy stanie się z moimi rzeczami? Spakowałam jeszcze kilka książek, kosmetyki i zeszyt, w którym zapisywałam pomysły na dalszą część mojego opowiadania. Nie rozstawałam się z nim. Pisanie było moją odskocznią od codzienności. Prawdą jest, że mogą odebrać mi wszystko, ale nie są w stanie odebrać mi wyobraźni. Domknęłam torbę i wróciłam do kuchni. Tata stał już o własnych siłach, w dłoni trzymał szklankę z wodą.
- Możemy iść? - spytała Natalie.
- Skoczę jeszcze do toalety. - przypomniało mi się.
Weszłam do środka i załatwiłam, co miałam załatwić, po czym podeszłam do lustra. Przyjrzałam się sobie samej. Oczy podkrążone, zaschnięty tusz do rzęs spływający po moich policzkach. Wyglądałam strasznie. Zdrową ręką szybko przemyłam twarz i przeczesałam włosy.
- Chodźmy. - rzekła Natalie, gdy wróciłam.
Nie wiedziałam jeszcze, jak ogromne znaczenie miałam ja w tej układance.

____________________

Strasznie nie podoba mi się ten rozdział, przepraszam ;n;

1 komentarz:

  1. Co ty gadasz rozdział super jak zawsze już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń