Strony

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 12.

"Tell me that I'm still breathing
Tell me that I'm not fading now
I'm not fading out

Tell me that I'm not crazy
Help me to make sense of it all
To make sense of it all"  ~  We As Human - Bring To Life

Do samochodu dotarliśmy szybko i niepostrzeżenie. Czarny Volkswagen stał zaparkowany dwie ulice od domu. Ze względu na późną porę nikogo nie było w pobliżu, co bardzo ułatwiało sprawę.
- Teraz jedziemy po Mario. - odezwała się Natalie.
- Kim jest Mario? - spytałam zdziwiona. Jeszcze ktoś?
- To mój najlepszy przyjaciel. Porwali go razem ze mną. To jego koszulkę miałem na sobie, gdy mnie znalazłaś. - odparł blondyn. - Zabrali go przez pomyłkę. Przeze mnie. - zasłonił twarz dłońmi. Zżerało go poczucie winy, a przecież nie powinno. Nie wiem jeszcze, dlaczego się tu znalazł, ale nie mógł zrobić nic złego. Nie on. Czułam to gdzieś głęboko w sobie.
- Ja prowadzę, wy w trójkę siadacie z tyłu. Na wszelki wypadek. - kobieta zajęła miejsce za kierownicą, a my wykonaliśmy polecenie.
Marco wsiadł pierwszy, później ja, a na końcu tata. Nie ukrywam, że nie było zbyt wygodnie. Zabrakło na przykład takiego luksusu jak okna, które były tylko z przodu. Ale skoro tak ma być bezpiecznej...
- Ej, czy to czasem nie jest ten znany piłkarz? - szepnął mi do ucha mój ojciec, przerywając zamyślenie.
- Tak, to on. - powiedziałam równie cicho i uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie.
- Gratuluję bramki i zwycięstwa w ostatnim meczu. - zwrócił się do Reusa. Może to nie była pora na takie tematy, ale z drugiej strony mieliśmy dość dużo czasu na rozmowę.
- Dziękuję - odpowiedział niepewnie chłopak - ale kompletnie nic nie pamiętam. Nie wiem nawet, o co graliśmy...
- W takim razie miło mi będzie poinformować cię, że był to mecz finałowy Ligi Mistrzów. - uśmiechnął się. Marco spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym popatrzył na mnie.
- Gratulacje - wyszczerzyłam się. Nie znałam się na piłce nożnej, więc nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, by uniknąć kompromitacji.
Ruszyliśmy w górę ulicy. Jechaliśmy dość szybko, ale droga była zupełnie pusta, więc prawdopodobieństwo zderzenia z innym samochodem było znikome. Kierowaliśmy się w obcą dla mnie stronę mojego miasta. Nie bałam się jednak prawie wcale. Miałam tylko ochotę na sen, na oszukanie czasu. Przez ostatnie wydarzenia wiedziałam, jak niespodziewanie wszystko może trafić szlag. Czekała mnie ciężka podróż.
Ale najpierw trzeba uwolnić Mario.
Po około 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Ogromny gmach rzucał się w oczy już z ulicy. Stalownik. Dawny szpital miejski, od wielu lat opuszczony, straszył swą monumentalnością i historią ze zbocza Łysej Góry. Kiedyś sporo o nim czytałam, planowałam nawet wybrać się do niego, by porobić zdjęcia i poczuć klimat, który niezaprzeczalnie towarzyszył temu miejscu. Nigdy nie przypuszczałam, w jakich okolicznościach przyjdzie mi się tu znaleźć.
Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę budynku. Z bliska jeszcze bardziej intrygował mnie jego wygląd. Stał na dość dziwnych, jakby pochyłych filarach, które sprawiały wrażenie niezbyt stabilnych. Jednak przecież utrzymały szpital przez tyle lat.
W ciemnościach nie widzieliśmy zbyt wiele. Chciałam spytać Natalie o jakąś latarkę, która chociaż trochę rozjaśniła by nam drogę, ale uprzedził mnie mój ojciec.
- Nie ma takiej opcji. Za duże ryzyko. - odpowiedziała. Okej, w takim razie trzeba radzić sobie inaczej.
Minęliśmy zardzewiały płot i ruszyliśmy w kierunku czegoś na kształt wejścia. Blondynka schyliła się. Podniosła z ziemi drewnianą drabinę i oparła ją o zadaszenie. Będzie ciekawie, pomyślałam. Bez słowa zaczęła się wspinać. Gdy doszła na szczyt, spojrzała na nas wymownie. Popatrzyliśmy po sobie z nadzieją, że ktoś zgłosi się na ochotnika. W sumie niepotrzebnie, i tak każdy musiał by to zrobić. Jednak co myśleć, gdy strach odbiera przekonanie i wolę walki? Marco westchnął głęboko i podszedł do przodu. Później ja. Tata puścił mnie przed sobą, by w razie czego zaasekurować.
- Jest w piwnicach. - rzekła Natalie, gdy wszyscy wdrapaliśmy się na górę.
Dotarliśmy do schodów i skierowaliśmy się na niższe poziomy szpitala.
- Dlaczego od razu tędy nie szliśmy? - spytał blondyn.
- Zamurowane wejście. - odpowiedziała kobieta, nie odwracając się.
Faktycznie, gdy byliśmy na wysokości parteru, zauważyłam ścianę w miejscu, gdzie powinny być drzwi. Schodziliśmy coraz niżej. Ciemność, to jedyne co widziałam. Opierałam się o mur, by się nie potknąć. Z każdym krokiem niepokój tylko wzrastał. Starałam się trafiać na kolejne stopnie, dwa razy prawie upadając. Jednak Marco był obok. Utwierdzał mnie w przekonaniu, że przy nim jestem bezpieczna. A przynajmniej tak się czuję. Wiem, że na słowo "kocham" jest jeszcze dużo za wcześnie, ale nie potrafię nazwać emocji, które towarzyszą mi, gdy on znajduje się gdzieś w pobliżu.
- To tutaj. - usłyszałam kobiecy głos i zatrzymałam się w miejscu. Po chwili pomieszczenie rozjaśniło się, a ja mogłam wreszcie coś zobaczyć.
- Mario! - blondyn rzucił się w stronę leżącego pod ścianą chłopaka. Ten był poobijany i brudny z wszechobecnego pyłu. Miał na sobie taki sam strój, jak ten, który Marco zostawił u mnie. - To ja, obudź się.
Brunet na początku nie reagował, ale w końcu rozchylił powieki i zamrugał kilka razy.
- Dzięki Bogu. - Marco uściskał go, zapewne czując ogromną ulgę.
Nagle zauważyłam coś w rogu pokoju. A raczej kogoś. Zrobiłam kilka kroków w tamtym kierunku, ale zatrzymała mnie Natalie. Odwróciłam się. Jej wyraz twarzy nie zdradzał kompletnie nic.
- Nie powinno jej tu być. - odezwała się. - Miał być tylko on.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Blondynka minęła mnie i nachyliła się.
Przeraźliwy wrzask rozszedł się po całym budynku.
Leżąca osoba okazała się kobietą. Patrzyła na nas, na każdego z osobna. W jej oczach widziałam narastające przerażenie. Obejrzałam się za siebie. Mój ojciec stał jak wryty. Wyglądał tak, jakby ją znał.
- Tato? - powiedziałam zaniepokojona. Ten nawet się nie poruszył. To wszystko robiło się coraz bardziej dziwne. Nagle jego oczy powędrowały w moim kierunku. Słowa, które wypowiedział sprawiły, że prawie zmiotło mnie z nóg.

- To twoja matka.


________________________
Dziś trochę krótszy, za co przepraszam. Chciałam dodać wcześniej, ale nie miałam czasu i siły ;( Rozdział jest więc w takiej postaci, może nie do końca mnie zadowala, ale już trudno, może wam chociaż trochę przypadnie do gustu ;) Komentujcie, krytykujcie, będę wdzięczna :D

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zawsze fenomenalny, z niecierpliwością czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń