Strony

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 9.

Odwróciłam się.
- Oh, to pan. Myślałam, że miał pan pozwolić mi odpocząć. - uśmiechnęłam się przyjaźnie, ale nieśmiało. Lekarz stał w miejscu.
Gdy przyjrzałam mu się bliżej, zamarłam. W ręku trzymał strzykawkę. Wolnym krokiem zaczął podchodzić coraz bliżej.
- Pytałem dokąd się spieszysz, Emi.
- Jaa... - nic nie przychodziło mi do głowy. Nagle coś sobie uświadomiłam.
Nikt nie mówi do mnie Emi. Pierwszy i ostatni raz słyszałam to wczoraj przez telefon. Ten głos. Jak mogłam się nie zorientować? Cris. Muszę wiać.
- ...chciałam iść do toalety. Ubrałam się, bo wie pan, nie chciałam paradować po korytarzu w piżamie i...
Zaśmiał się. Znów ta cholerna pewność siebie. Już nie wyglądał jak sympatyczny lekarz martwiący się o zdrowie pacjenta. Jego wyraz twarzy zdradzał wszystkie najgorsze zamiary i emocje.
- Przestań już, bo nie mamy czasu. - wciąż powoli zmierzał w moją stronę. Plecami dotknęłam ściany. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś do obrony. Oczywiście, jak to zwykle bywa, nic takiego nie znalazłam.
Nagle, ot tak, mężczyzna bezwładnie upadł na podłogę. Za nim, ze strzykawką stał mój ojciec.
- Tato! - rzuciłam mu się w ramiona.
- Chodźmy stąd, szybko. - powiedział, zachowując wątpliwy spokój i pociągnął mnie za rękę. Przemknęliśmy przez całą placówkę, mijając zdezorientowanych pacjentów i lekarzy. W końcu niecodziennie widuje się sprinterski slalom między łóżkami szpitalnymi i wózkami inwalidzkimi. Swoją drogą - spore przepełnienie musi tam panować, skoro niektórzy są zmuszeni leżeć na korytarzu. Nie wnikam, nie ma na to czasu.
Gdy dotarliśmy na parking podziemny, od razu wiedziałam, który samochód należy do mojego ojca. Zatrzymaliśmy się przed czarnym Oplem Insignią na niemieckich numerach. Pamiętam, jak kiedyś podjechał nim pod nasz dom, by porozmawiać z mamą. Wtedy nie interesowało mnie, o co mogło chodzić. Byłam uprzedzona do taty od samego początku, od kiedy od nas odszedł. Teraz, z dnia na dzień, wszystko się zmieniło.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce za kierownicą. Gdy usiadłam, wszystko wokół zaczęło wirować. Chwyciłam się za głowę i zamknęłam oczy. Zabandażowany nadgarstek zaczął pulsować bólem. Myślałam, że zwariuję.
- Co się dzieje!? - prawie wykrzyczałam.
- Spokojnie, zaraz ci przejdzie. To przez osłabienie. - powiedział - Już jest dobrze.- objął mnie ramieniem. Z bezsilności zaczęłam płakać. Właściwie to nie wiedziałam, co teraz będzie. Wreszcie, na chwilę, czułam się bezpieczna. Ale niczego nie rozumiałam. Skąd wiedział?
- Jestem ci winien wyjaśnienia. Tak, jeszcze kilka.
Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Nie powiedziałem ci wszystkiego. Myślałem, że to nie będzie konieczne. Miałem taką nadzieję...
- Tato jedź! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Cris'a. No to pogadamy później.
- Jasna cholera. - warknął przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik momentalnie zaczął chodzić, a samochód ruszył z piskiem opon. Jednak nie w tę stronę, w którą się spodziewałam.
Jechaliśmy prosto na niego.
Patrzyłam na to, jakbym stała gdzieś obok. Jakbym nie uczestniczyła w tym wszystkim bezpośrednio. Mimo wszystko wierzyłam, że mój ojciec wie, co robi.
Pięć metrów.
Cztery metry.
Trzy metry.
Dwa.
Metr.
***
W pokoju panowała ciemność. Przebudziłem się niecałe 5 minut temu, więc moje oczy w miarę zdążyły przyzwyczaić się do mroku. Skądś znałem to pomieszczenie. Leżałem chyba na kanapie, jednak nie to było ważne. Pianino.
Nie, niemożliwe. To nie może być ten sam instrument. Ale wszystko inne też pasowało. Znów tu jestem?
Nie miałem czasu na zastanawianie się nad tym, bo nagle ktoś zapalił światło. Odruchowo zamknąłem oczy i zacząłem gwałtownie mrugać, by po chwili ujrzeć .
Natalie stała obok drzwi z beznamiętnym wyrazem twarzy. W ręku trzymała szklankę z przezroczystym płynem.
- Widzę, że już nie śpisz. - powiedziała cicho, robiąc kilka kroków w moją stronę. Zauważyłem lekki, przelotny uśmiech na jej ustach, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Patrzyłem na nią przenikliwie, by znaleźć coś, czym się zdradzi. Jednak niczego takiego nie było. Mimo wszystko nie ufałem jej.
Usiadłem, podnosząc się na rękach. Wszystko potwornie mnie bolało. Dziewczyna chyba zauważyła moją minę.
- Masz tu rozpuszczoną tabletkę przeciwbólową, powinna pomóc. - postawiła szklankę na stoliku.
Ale zaraz.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jakieś świństwo? - spytałem podejrzliwie.
- Gdybym chciała cię otruć, już dawno bym to zrobiła. Nie czekałabym, aż się łaskawie obudzisz. - powiedziała. Brzmi nawet logicznie. Kolejne pytanie, jakie od razu mi się nasunęło: gdzie jest Emilia? Natalie chyba czytała mi w myślach.
- Pewnie zastanawiasz się, co się stało z twoją przyjaciółeczką. - zaczęła - Spokojnie, nic jej nie jest. Leży w szpitalu, ale to nic poważnego.
- Na pewno jest bezpieczna? I dlaczego ja jestem tutaj?
- Na razie nic jej nie grozi. Gorzej z tobą. Jeden zły wybór z twojej strony i oboje skończycie tak, jak twój kumpel.
- Co zrobiliście Mario!? - krzyknąłem. Rozmowa robiła się coraz mniej przyjemna.
- Dowiesz się w swoim czasie. - powiedziała. W jej głosie przez cały czas słyszałem coś w rodzaju zawahania. Jakby nie była pewna tego, czy dobrze robi. Mimo wszystko ciągnęła dalej - Jesteś tu, bo za dużo wiesz.
- Co takiego? Kobieto, ja ich nawet nie znam! Ciebie też wolałbym nigdy nie poznać. - chyba zrobiłem jej przykrość tym stwierdzeniem. Starała się to ukryć, ale zbyt długo byliśmy razem, bym teraz nie rozpoznawał jej charakterystycznej mimiki.
- Nie chodzi o to, kogo znasz, ani co ci się wydaje, że wiesz. To coś więcej. Masz pewien istotny dla nas przedmiot. Oddasz go nam, a nikomu nic się nie stanie.
- O czym ty do cholery gadasz? To czyste szaleństwo. - wstałem. Natalie zrobiła to samo, zastawiając mi drogę. Podniosła lekko koszulkę tak, że widziałem wystający zza paska pistolet. Spojrzała na mnie wymownie i wskazała palcem na kanapę, na której przed chwilą siedziałem. Nie miałem innego wyboru, jak tylko wykonać polecenie.
- O co wam wszystkim chodzi? - spytałem spokojnie do granic możliwości.
- O notatnik.
- Notatnik? - totalnie zbiła mnie z tropu.
- Tak, notatnik. Twoja prababcia miała zeszyt, w którym zapisywała przepisy. Daj go nam.
Roześmiałem się. Dziewczyna nie zareagowała. Mówiła poważnie.
- To są jakieś jaja! Wywieźliście mnie z kraju, dwa razy prawie zabiliście, a teraz dowiaduję się, że to wszystko przez jakiś cholerny zeszyt!? - krzyczałem coraz głośniej. Natalie spuściła wzrok.
- Nic nie rozumiesz.
- To mi łaskawie wytłumacz! - nie panowałem nad sobą.
- Nie chodzi o sam zeszyt, ani o przepisy. Chcemy go tylko przejrzeć. Prawdopodobnie właśnie w nim jest... to czego szukamy.
- Posłuchaj. Nie mam pojęcia, o jakim notatniku mówisz. Nigdy w życiu nie słyszałem też, żeby moja prababcia coś takiego prowadziła. - powiedziałem z ironicznym spokojem. - Co jest aż tak ważne, że tak wam na tym zależy? No?
- Nie powinnam ci o tym mówić...
- Więc nie licz, że w czymś wam pomogę! - byłem już naprawdę wściekły. Gdyby nie to, że miała broń, pewnie trzasnąłbym drzwiami przy najbliższej okazji.
Nagle w pokoju obok zadzwonił telefon. Dźwięk był krótki, więc to pewnie sms.
- Nie rób nic głupiego. - powiedziała wstając. Zdenerwowany zastanawiałem się, jak się wymknąć. Mógłbym cicho przejść przez przedpokój i uciec głównym wejściem, ale to zbyt ryzykowne. Zauważyłaby mnie.
Usłyszałem coś w rodzaju warknięcia. Po chwili Natalie stanęła w progu z komórką w dłoni i z wściekłością powiedziała:
- Zdradził mnie. Ile chcesz wiedzieć?

_____________

Tadaaa - Marco wrócił :D Jesteście ciekawi o co chodzi? ;)

1 komentarz:

  1. Już nie mogę się doczekać kolejnego dodaj go jak najszybciej, proszę

    OdpowiedzUsuń